Wielki Atlas Ciot Polskich i ich teoretyczna nadbudowa
Judith Butler mówi wprost, że „wytwarzamy się” jako upłciowione podmioty (zachowując się na sposób żeński lub męski) i jednocześnie przysposabiając do tego nasze ciała, które poddajemy stylizacji, by były prawdziwie kobiece lub prawdziwie męskie. Płeć społeczno – kulturowa jest więc raczej „efektem” językowego ustanowienia roli płciowej. Powstaje ona dzięki codziennym praktykom stylizowania ciała, które utrwalają się jako „inskrypcje” (rodzaj zapisu) – to właśnie rozmaite zachowania, gesty, ruchy, sposoby ubierania się itp. powtarzane na co dzień powodują to, że nasze ciała stają się coraz bardziej męskie lub bardziej kobiece.”[1] Patrycja i Lukrecja udają wobec siebie wykwintność, bezustannie odgrywają role, przyjmują określone pozy, mówią jak „przystało” na lujów.
„Wszyscy napakowani, wygoleni, wytatuowani, z sutkami poprzebijanymi kolczykami, z penisami w wisiorach. Z metalowymi obręczami na chuju. Czy widzieliście tych wszystkich zachodnich gejów o przekrwionych oczkach świń, na plażach nudystów pod Amsterdamem, pod Berlinem, pod Utrechtem, pod Zurychem, Sztokholmem? Ich fallusy jak piersi dzikich kobiet – porozciągane. Zwisające, wymęczone. Syte, Pomarszczone, wygolone, naoliwione.”[2] Geje w klubach to elita, „fiu-bdźiu” – jak pisze autor, to nie to samo, co zwykły luj. Bo zachodnie cioty, wprowadzają i reprezentują lateksowy styl. Adopcja, emancypacja, prawa do małżeństw, partia Zielonych, przyjaciel, stały partner, bezpieczny seks (przyjacielski), kondomy. Geje to nie luje, są ludźmi kulturalnymi, którzy chcą wszystko robić czysto, także moralnie, za społecznym przyzwoleniem, w „białych rękawiczkach”.
„Mnie nie interesują geje z klasy średniej, tylko właśnie ci odrażający, brudni, źli, bo im została już tylko konfabulacja, język, zmyślenie i to im musi wystarczyć za cały świat. Geje z klasy średniej mają swoje stałe związki, domki z ogródkami i kosiarki do trawy, a ci nie mają zupełnie nic. To podwójny margines społeczny: nie dość, że geje, to jeszcze ta ich warstwa najbardziej skryminalizowana – złodzieje, prostytutki, wywłoki.” – pisze M. Witkowski w wirtualnym posłowiu do „Lubiewa.”[3]
Odmieńcy Witkowskiego początkowo budzą we mnie obrzydzenie. Jak pisze Piotr Śliwiński, autor kręci cudzymi językami, opowiada i portretuje ludzi, stwarza napięcie, buduje bardzo osobliwą aurę.[4] Od początku porusza, ale potem dopiero śmieszy. Trudno przejść bowiem obojętnie wobec zdania, jakie wypowiada jeden z bohaterów na temat potencjalnego zbliżenia: „(…) z przyjaźnią i bliskością nie chcę. Bo mnie to kojarzy się z mamą. Ja chcę nieznajomego, co mnie wyrżnie jak burą sukę, sponiewiera, przejdzie jak tornado, zostawi mnie w takim stanie, że nawet nie będę miała siły wstać, zamknąć za nim drzwi, mokrą plamą na łóżku, sponiewierany będę.”[5] Czytam i ubolewam nad lekturą. Liczę strony. Przelatuję wzrokiem tekst. Hrabina – duch zmarłego geja straszy Patrycję – posługuje się wulgarnym, pornograficznym językiem, chce kropli lujowskiej spermy, parodiuje „Dziady” i Biblię. Dżesika jest fanką „Dynastii”, króluje w szpitalu jako salowa, mówią na nią Alexis a ona uwielbia szpitalne kible i zapach lizolu: „(…) „nażreć się” czyli przynajmniej być „szmatą, wdową; powiedziałby taki z mordą mordercy: myj podłogę skalpelem, zacharkałby na kamienną posadzkę, naszczał, liż suko, a ja bym lizała.”[6] Patrycja i Lukrecja z rozrzewnieniem wspominają opisy łowów na sowieckich żołnierzy stacjonujących w zamkniętych szczelne garnizonach na Dolnym Śląsku czy cudne wystawanie pod oknami więzienia, gdy skazani wykrzykują do nich najobrzydliwsze zdania a wszyscy razem aż drżą z podniecenia. Jednak chwilami u Witkowskiego jest już nie tylko obrzydliwie, bywa też strasznie – Łucja Kąpielowa wpuszcza do domu lujów a oni każą jej zjeść partyjną legitymację a potem mogą już tylko z politowaniem „wyruchać” rozpaloną lokówką… Straszliwym staje się też umieranie Dżesiki na AIDS w obskurnym szpitalu. Bohaterka będąc coraz bliżej śmierci wpada w coraz większy obłęd. Witkowski upominając się o swoich „odrażających, brudnych, złych”, apoteozuje sadomasochistyczny, rynsztokowy i agresywny homoseksualizm, nie rozbraja konfliktu, nie zbliża dwóch światów, lecz wręcz przeciwnie – wspiera homofobię.
Nie mogę uwierzyć w wulgarność języka, w konsekwencji – wulgaryzację człowieczeństwa. Człowiek Witkowskiego zostaje zredukowany do obszaru popędów seksualnych, własnej cielesności. Tutaj dominuje rozkosz, ona jest siłą napędową wszelkich zachowań. „Nie przyjemność, ale prawdziwa, wulgarna, niemal hedonistyczna rozkosz.”[7] Pusty park, zimno, dworzec, wokół sami żebracy, a nasi luje żebrzą o tę lachę świętą, chuja św., dupę św. Jak pisałam, Witkowski twierdzi w wywiadzie, że interesują go tacy geje, którzy nie mają zupełnie nic – prostytutki złodzieje, wywłoki. Jak percypuje ich społeczeństwo? Zainteresowanie homoseksualizmem bywa niekiedy dość powierzchowne i odwołuje się do poetyki skandalu. Zatem właśnie jako skandal jest pierwotnie odbierane.
Queer – od początku używane pejoratywnie. Dziwak, dziwaczny, podejrzany. Anna Burzyńska podkreśla, że współcześnie stosowane w podobnych znaczeniach np. jako „odmieniec” czy „cudak”, w angloamerykańskim kręgu językowym pojawiało się zwykle dla obraźliwego nazwania homoseksualisty. Terminem queer obdarzani są wszelcy „inni”, nie przystający do narzuconych wzorców – ról płciowych czy tożsamości seksualnych uznawanych za normatywne. Odmieniec seksualny może z powodzeniem być określany terminem queer.
Warta podkreślenia jest też gender sensivity – wrażliwość na inność. „Inny” to ten doświadczający represji. Warkocki zauważa, że: „w życiu społeczno-politycznym doświadczamy wyraźnej paniki moralnej wokół homoseksualności, do tego stopnia, że figura homoseksualisty stała się, zwłaszcza po roku 2005, figurą wroga narodowego, a tym samym homofobia uległa upolitycznieniu”.[8] Edward Pasewicz w „Śmierci w darkroomie” heroizuje i mitologizuje rozbity poznański Marsz Równości 2005 r. Michał Zygmunt w „New Romantic” roztacza wizję gejowskiej partyzantki, Marcin Szczygielski fabularnie rozwija publicystyczną opozycję gej vs. moherowy beret. Dziś ta perspektywa zanikła. Pojawia się pozytywnie wartościowany sygnał braku akceptacji dla tradycyjnych, przymusowych przyporządkowań płciowych i seksualnych. Nawet więcej – idąc tropem nadanym przez Błażeja Warkockiego – homoseksualista z „osoby wiktymizowanej” zamienia się w „wiktymizatora”. Kogoś, kto zagraża, jest potencjalnym niebezpieczeństwem. „W literaturze strategicznie i arbitralnie nazwanej męską, z początku lat 90. i wcześniejszej, homoseksualista jest najczęściej (jeśli w ogóle występuje) fantomem, widmem: dalekim, żałosnym, marginalnym Innym. Tak rzecz wygląda w twórczości Marka Nowakowskiego (na przykład w „Księciu nocy”. Homoseksualista jest również potencjalną ofiarą, bytem zmierzającym ku upadkowi (w „Greckim bożku” Nowakowskiego, W „Białym kruku” Andrzeja Stasiuka”), któremu czasami można nawet współczuć. W literaturze męskiej z przełomu stuleci kwestia ta ulega pewnej znaczącej zmianie”.[9] A później po przemianie w „wiktymizatora”: „Taką tendencję można zauważyć w powieści Rafała Ziemkiewicza „Ciało obce”, nagrodzonej „Paszportem Polityki”, powieści Marka Krajewskiego „Widma w mieście Breslau”, a także w „Mieście utrapienia” Jerzego Pilcha”.[10]
Kim jest bowiem mężczyzna? Czym jest jego męska tożsamość? „(…) już w latach osiemdziesiątych, na gruncie amerykańskich badań genderowych zaczęła się coraz częściej pojawiać problematyka tożsamości męskiej, stereotypów męskości i męskich ról w kulturze oraz specyfiki literatury pisanej przez mężczyzn. W ostatnich latach teorie skupione na zagadnieniach męskiej płci społeczno – kulturowej i kategorii męskości zaczynają coraz bardziej zaznaczać swoja obecność, a nawet wyodrębniają się jako osobny nurt badań genderowych.”[11]
Kim jest mężczyzna „odmieniec” w „Lubiewie”? Posiada on indywidualną świadomość płciową (termin gender identity zostaje użyty po raz pierwszy przez Roberta J. Stollera w 1964 r. na Kongresie Psychoanalitycznym w Sztokholmie). Przyglądając się badaniom Anne Oakley, która wyraźnie wprowadziła powszechnie stosowane dzisiaj rozróżnienie na „płeć” (sex) a „płeć społeczno-kulturową”(gender) nasi bohaterowie są – myśląc konstrukcjonistycznie – …kobietami. Przyglądając się „Gender Trouble” Butler dochodzimy do mocnego stwierdzenia, że to wręcz płeć kulturowa konstytuuje płeć biologiczną, nie odwrotnie. Słynne zdanie S. de Beauvoir głosi, że „Nie rodzimy się kobietami – stajemy się nimi.” Bohaterowie Witkowskiego stali się kobietami. Błażej Warkocki w swojej książce zatytułowanej „Homo Niewiadomo” twierdzi wręcz, że homoseksualność potencjalnie tkwi we wszystkich mężczyznach jako rodzaj „obscenicznej nadwyżki”, która w każdej chwili może się ujawnić. Czy tak zrodzili się „odmieńcy” w Lubiewie”? Nie wiem. Nie wiem też, czy tacy się urodzili czy stali z biegiem lat. Ale to nie wydaje się istotne. Witkowski stwierdza w pewnym momencie, że jego ambicją jest ułożenie „ciotowskiego Dekameronu.” Wielobarwne opowiadania składają się w drugiej części powieści na „Wielki Atlas Ciot Polskich”, Mamy wspomniane już kilkakrotnie Patrycję i Lukrecje, Michasię i Dżesikę – główne przedstawicielki tzw. lujów, Ciotkę Elegantkę-aptekarkę z Poznania, poznańskich wymuskanych osiłków, wiedźmę w spódnicy z koca czy ręcznika w kwiaty, Niemców, z którymi można pogadać o literaturze i ekologii, Stare Cioty (jak Pomidorowa Lady), Półcioty – „im czai się „przegięcie” w każdym geście”, Cioty Gotyckie, Cioty Konsumpcyjne, Cioty z Operetki, Cioty Szatniary, Cioty Intelektualistki i Cioty Wiecznej Akwizytorki Kosmetycznej oraz Cioty Reprezentantki i Cioty Fryzjerki. Trudno wymienić je wszystkie. Łatwo zauważyć ich odmienność i charakterystyczne cechy. Ciotowski bicz, dzieje się współcześnie na gejowskiej plaży nudystów w Lubiewie (wyspa Wolin). Składa się z rozmów, których narratorami są Paula i Michaśka. Z opowieści o postaciach i różnych perypetiach gejów wyłania się rozbudowana oraz dowcipna typologia postaw, preferencji homoseksualnych. Edward Pasewicz w „Śmierci w darkroomie” oprócz tego, że pokazał, iż jest znakomitym kronikarzem Poznania zastosował szczególną typologię środowiska homoseksualnego – co zaowocuje wg Warkockiego „klatką dla dziwolągów: człowiek – pies, lesbijka-faszystka, bliźniaki-rozrabiaki”.[12] Wielki Atlas Ciot Polskich poszerzył się o kolejne „przypadki”.
Zaglądam na chwilę do „Homo Niewiadomo” Warkockiego i napotykam na bardzo ciekawy fragment z „Historii seksualności” Michela Foucault: „Dziewiętnastowieczny homoseksualista zyskał osobowość: posiadał przeszłość, historię, dzieciństwo, charakter, sposób życia, a także morfologię z niewłaściwą anatomią i być może zagadkową fizjologią. Bez reszty zamyka się w swej seksualności, jest w nim ona wszechobecna: ukryta we wszystkich zachowaniach (…). Nie zapominajmy, że psychologiczna, psychiatryczna, medyczna forma homoseksualizmu powstała w dniu, gdy ją scharakteryzowano – za datę narodzin przyjąć można słynny artykuł Westphala z roku 1870 o „odmiennych doznaniach seksualnych” (…). Homoseksualizm okazał się jedną z postaci seksualności z chwilą, gdy z zakresu praktyk sodomicznych przeniesiono go na swego rodzaju androgynię wewnętrzną, na hermafrodytyzm duszy. Sodomita był odszczepieńcem, homoseksualista jest teraz gatunkiem.”[13] Gatunkiem zupełnie i jawnie odkrytym – bohaterowie „Lubiewa” nie mają najmniejszej skłonności do ukrywania swojej seksualności. „Epistemology of Closet” Eve Kosofsky Sedgwick to wielka i dobrze znana metafora osób homoseksualnych – represjonowanych, marginalizowanych, których własna nienormalność musi zostać „uwięziona w szafie” (Warkocki proponuje „toaletę” lub „szalet”). A potem następuje przełomowa chwila: coming out. Dziś słowo już tak powszechne, że zna je dobrze niemal każdy szary obywatel śledzący nowinki ze szklanego ekranu. Nie nad wyrażeniem „coming out’u” chciałabym się jednak skupić, ale nad tym, co dzieje się – a przyglądała się temu właśnie Kosofsky Sedgwick – po „ujawnieniu się”. Bohater przyjmuje normy wytworzone przez obcy mu, „a nawet wrogi aparat wiedzy-władzy”.[14] Nie ma własnego języka. W „Lubiewie” już ma. Bohaterowie nie wydają się mieć problemów z komunikacją, z wyrażeniem tego, co czują i myślą. Robią to wręcz w prowokujący, odważny, bezpretensjonalny i bezpośredni sposób – dla czytelnika tak niezaznajomionego z literaturą gejowską czy lesbijską jak ja to nawet szokujące. W większości przypadków bowiem – jak pisałam wcześniej – wybrali język nasycony wulgaryzmami i otoczyli się nim jak murem obronnym, broniąc się tym samym przed wtargnięciem na swój obszar kogoś niepożądanego. Chciałoby się powiedzieć „normalnego”. To jednak heterycy są przedmiotem pożądania, w żadnym razie „ciota” nie toczy z nimi intelektualnego dyskursu, heteroseksualny mężczyzna „nie mówi”: „Luj to sens naszego życia, luj to byczek, pijany byczek, męska hołotka, żulik, bączek, chłopek, który czasem wraca przez park, albo pijany leży w rowie, na ławce na dworcu, albo w zupełnie nieoczekiwanym miejscu. Nasi Orfeusze pijani. Bo przecież ciota nie będzie się lesbijczyła z inną ciotą! Potrzebujemy heretyckiego mięsa!”[15] Inaczej sprawa się ma, gdy dochodzi do konfrontacji bohaterów – Patrycji i Lukrecji z człowiekiem „z zewnątrz”, dziennikarzem, który zręcznie ma nakreślić obraz życia współczesnych lujów. Prośba o zasianie ziarna „normalności” w tym pisanym projekcie jest jawna, otwarta i gorąca: „Napisz koniecznie książkę o nas, o nas gejach… Musi to być historia dwóch gejów z klasy średniej, z wyższym wykształceniem, doktorantów z zarządzania i finansów, w okularach, w sweterkach… Leżą rano w jednym łóżeczku, oglądają jeden telewizorek, jedzą na śniadanie kanapkę z pomidorem z jednego talerzyka… No i oni stworzyli trwały związek i chcą adoptować dziecko, ale napotykają na problemy. Społeczeństwo, rozumiesz, ich nie chce zaakceptować, choć są kulturalni i spokojni, co czytelnik widzi. Aby kontrast był większy, niech sąsiedzi mają potwornie nieudane związki, niech piją i biją swoje dzieci, ale im państwo nie odmówi adopcji, a im, u których miałby chłopiec (chłopiec!) jak u pana Boga za piecem – odmówi. Żeby czytelnik widział, jakie to wszystko niesprawiedliwe… I na koniec niech adoptują kota, to znaczy, tfu! Niech sobie kupią kota… I nazwą go tak, jak dziecko chcieli nazwać”.[16] Podsumowując: luj nie miał własnego języka, który mógłby efektywnie go wyrażać, wykształcił go z biegiem czasu, przesycił wulgaryzmami i dowcipem, dla osoby heteroseksualnej (w „Lubiewie” – Dziennikarza) chce uchodzić za kulturalnego, dobrze ułożonego obywatela, wzorowego, który widzi przewinienia a nawet występki heteryków, jest nimi oburzony, chce adoptować dziecko, ale adoptuje kota… No i nie znosi zachodnich gejów – kultura ich języka jest inna. Kulturalna. „Lubiewa” język nie jest już zakamuflowany. „Prekursorem był tutaj z pewnością szwajcarski slawista German Ritz. Według niego w polskiej literaturze środka XX wieku pojawiła się „poetyka niewyrażalnego pożądania”. Literatura homoseksualna wyrażała niemożność wyrażenia. W zakamuflowany sposób opowiadała o tym, czego nie wolno było powiedzieć wprost i na głos. (…) Mogła to być np. opowieść – ujmując rzecz modelowo – o niewyrażalnej miłości artysty do pięknego chłopca”.[17]
Określenie „homo niewiadomo” według Warkockiego to obelga. Autor zastanawia się nad tym, dlaczego. Wiadomo, że „homo niewiadomo” oznacza tyle, co – wypaść poza normę. „Homo niewiadomo ma obrażać, nawet piętnować, na pewno – naznaczać. Rani. Mężczyznę. Podobnie jak – pedał. Chcąc obrazić kobietę nie użyjemy analogicznej formuły. Najczęściej nazwiemy ją prostytutką i zastanawiająca jest ta seksualno – obyczajowa semantyka. Warkocki zgrabnie ją tłumaczy: „W stosunku do kobiet „podwójne związanie” jest bowiem skorelowane z „rozwiązłością”. Wymogiem kulturowym dla kobiet jest bycie „kobiecą”, piękną i pożądaną, ale nie „za bardzo”. (…) Oczywiście nie zawsze opisane mechanizmy muszą zaistnieć, ale uświadamiają różnice w sposobie funkcjonowania „męskości” i kobiecości” w kulturze”.[18]
Skupiając się dotychczas na „Lubiewie” ( w dużym zarysie – zbiorze powiastek, które tworzą odmianę satyr menipejskich, czyli groteskowo-karnawałowych opowieści porównywalnych z opowieściami z „Dekamerona” – wydaje się zresztą, że Witkowski świadomie nawiązał w swej książce do tradycji satyry menipejskiej i renesansowej kultury karnawału) czuję niejaką powinność, by odnieść się i dookreślić fenomen polskiej literatury emancypacyjnej. Bowiem w okolicach przełomu lat 80. i 90. wyszło kilka książek, gdzie zagadnienie homoseksualności i homofobii doszło do głosu, choć dopiero po roku 2000 pojawiło się modne określenie – literatura gejowska oraz lesbijska. Nie obędzie się bez – cennego – mam nadzieję – wyliczenia. I tak czytelnik „badający” kwestię homoseksualizmu bądź po prostu gustujący w tego rodzaju tematyce powinien poznać: „Ból istnienia” Marcina Krzeszowca, „Lustra” Ewy Schilling, „Zakazaną miłość” Tadeusza Gorgola, „Gorące uczynki”, Witolda Jabłońskiego, „Nie znany świat” Antoniego Romanowicza, „Seks, zbrodnię i karę” Jerzego Nasierowskiego, „Milczenie” Juliana Stryjkowskiego i „Greckiego bożka” Marka Nowakowskiego. Drugi moment emancypacyjny – na co też zwraca uwagę Warkocki – łączy się z rezonansem „Lubiewa” a jego początek można usytuować na początku nowego stulecia i skorelować z akcją „Niech Nas Zobaczą”. Wtedy należałoby wymienić „Trzech panów w łóżku, nie licząc kota. Romans pasywny” i „Erotica alla polacca” Bartosza Żurawieckiego, „Pozytywnych” Macieja Millera, „Mój świat jest kobietą. Dziennik lesbijki” Magdaleny Okoniewskiej, „Głupca” Ewy Schilling, „Rudolfa” Mariana Pankowskiego. Proza Grzegorza Musiała, Andrzeja Stasiuka i Izabeli Filipiak są ponad wszelką wątpliwość pozycjami obowiązkowymi. Tymczasem ja zadaję sobie pytanie, które aż dziw, że nie padło wcześniej. Postaram się je sprecyzować najlepiej jak umiem: Czy pisarz poruszający tematy gejowskie lub pisarka zajmująca się tematyką lesbijską muszą być orientacji homoseksualnej? Nie muszą, ale najczęściej (by ostrożnie nie użyć słowa „zawsze”) są. Z badań Burzyńskiej wynika, że cezurę dla w/w tekstów stanowi „kwestia zatajenia lub jawności orientacji homoseksualnej narratora analizowanego tekstu literackiego. W tym zakresie krytyka queerowa czerpie najwięcej z doświadczeń krytyki gejowsko lesbijskiej. Bada się więc znaki tożsamości homoseksualnej narratora u pisarzy takich jak na przykład Oscar Wilde, Jarosław Iwaszkiewicz czy Jerzy Andrzejewski. (Kinga Dunin dodaje do tej listy też Witolda Gombrowicza). Jednak – jak słusznie dopracowuje jeden z ważniejszych przedstawicieli tego nurtu – wspomniany już – German Ritz – chodzi tu nie tyle o odwołania do biografii autora, ile o konstrukcje tożsamości seksualnej zapisaną w tekście (a więc: o homoseksualne nacechowanie tekstu, a nie o homoseksualizm autora”.[19]
Literatura gejowska lub lesbijska tylko wskazuje na „tajemnicę”, skrywana jako aspekt orientacji seksualnej autora, dopiero z biegiem czasu jawnie obwieszcza konkrety i…smaczki. Warto wspomnieć o zabiegu – jak nazywa go Kinga Dunin – uwznioślenia. Szczególnie wobec autorów dawniejszych na wskroś literaturoznawcze analizy są staraniem ukazania funkcjonowania jednostki we wrogim wobec niej otoczeniu. „Poznajemy sposoby radzenia sobie „odmieńców” z własną odmiennością – poprzez uwznioślenie – odwołanie do wzorów antycznych, sublimację w sztukę”.[20] Krzysztof Tomasik dokonuje lektury autobiografii polskich twórców w kontekście wiedzy o ich orientacji. Tak zostają „czytani” Lechoń, Hertz, Mycielski czy Dąbrowska. Tak jest w przypadku Edmunda White’a, Mariana Pankowskiego, Grzegorza Musiała, Bartosza Żurawieckiego. Współczesna literatura odnosi się do kwestii homoseksualizmu absolutnie wprost. Olga Tokarczuk czyni to w „Ariadnie na Naksos”. Podobnie robi Witkowski. Jednakże, gdy przyglądam się autorowi „Lubiewa” baczniej, wyraźnie dostrzegam jego niepochlebną i chyba niepotrzebną nikomu (oprócz mediów) metamorfozę. Z pisarza, który niejako dokonał przełomu w najnowszych czasach polskiej literatury gejowskiej i intelektualisty z ciętym jak brzytwa językiem, który rzeczowo oraz ze sporą dawką humoru wypowiadał się na temat swoich pisarskich dokonań i sytuacji „odmieńców” w Polsce zmienił się w medialną zabaweczkę o prowokującym, dziwacznym, ni to zabawnym ni to ciekawym wyglądzie, którym nie wiadomo, co chce udowodnić i zamanifestować na przykład nazistowskim symbolem SS na głowie. Efekt? Marny. Dla społeczeństwa – bezcelowy skandal. Dla mnie – zawiedzenie czytelniczki. Świetnie piszący homoseksualista postanowił zrobić z siebie pośmiewisko. To się dobrze sprzedaje. Dla mnie jest rozczarowujące. Przyznaję, że naiwnie chyba myślałam, iż chodzi o sprzedaż książek. A może właśnie teraz tego potrzeba „odmieńcowi”, by zaistnieć na czytelniczym rynku?
„Peryfrastycy”, „upadli”, „normalsi”. Do zarysowania mapy odmienności w polskiej prozie najnowszej, Warkocki właśnie tak dzieli bohaterów – „odmieńców”. Ci pierwsi ukrywają pod kryptonimem, dokonują różnych omówień, metaforyzują pożądanie. Tu poruszamy się w obrębie kultury wysokiej (Pan Hubert z „Barbary Radziwiłłówny z Jaworzna Szczakowej” Witkowskiego jest doprawiony charakterystycznym atrybutem – perłami zakładanymi na głowę, jak również zamiłowaniem do spisywania anegdot. „Choć tak naprawdę, to przecież ja sobie ciebie, Sasza, wymyśliłem” – zwierza się pan Hubert. Warkocki podkreśla, że to oznacza, iż „przez cały czas znajdowaliśmy się niejako wewnątrz fantazji głównego bohatera. Jesteśmy zatem bardzo blisko „Lubiewa”, gdzie fantazjowanie odgrywa przecież niebagatelną rolę. Obie powieści Witkowskiego są homoseksualnymi fantazjami o władzy”.[21] Drudzy – outsiderzy, wyrzutki, niepokoją, wzbudzają strach, nie proszą o pomoc, litość, empatię. Trzeci – bardzo codzienni i zwykli w bytowaniu. Ważnym parametrem jest usytuowanie historyczne, czyli czasy, w których teksty powstawały (innymi słowy – jakie scenariusze życiowe były do wyobrażenia i do pomyślenia). Witkowski ze swoim „Lubiewem” wyraźnie sytuuje się w tej drugiej grupie. M. Pankowskiego możemy potraktować jako prekursora Witkowskiego ws. „miłości brudnej”. Takich informacji dostarcza nam Dunin, wspominając o powieści „Rudolf”, w której stary Niemiec opowiada o swojej bujnej homoseksualnej przeszłości w Polsce i w Paryżu, gdzie panuje miłość rozgrywająca się w domu schadzek – grzeszna, sprzedajna, brudna. Następuje fascynacja egzotyką świata dewiantów. Posłuchajmy przez chwilę narratora-dziennikarza z „Lubiewa”, który gości u Patrycji i Lukrecji: „To jest ohydne. Ohydne i ciekawe jednocześnie. Nie opublikuję tego przecież. No bo jak? Co ja mam z tego zrobić? Reportaż dla „Polityki”? „Na własne oczy”? (…) Nie ma języka, żeby o tym mówić, chyba że „dupa”, „chuj”, „obciągać”, „luj”. Chyba żeby tak długo powtarzać te słowa, aż wypiorą się z całego koszarowego nalotu”.[22] Nie da się ukryć, że nie poruszamy się na obszarze kultury wysokiej, nie towarzyszymy też bohaterom w ich zwykłych, codziennych czynnościach: „Dżesika siadywała na ustępie i wyobrażała sobie, że ma okres. Od razu ją to podniecało, tym bardziej, że nie zamykała drzwi i w każde chwili mógł wejść jakiś pacjent. O tym, że będzie to gruźliczy dziadek wlokący za sobą rurkę cewnika, nie pomyślała. Była szczęśliwa, bo żyła w pałacu, szpital mieścił się przecież w średniowiecznej jeszcze budowli. Piła wódkę, paliła papierosy i ciągnęła lachę za lachą. Nigdy z nikim by się nie zamieniła”.[23] Peryfrastyków i „normalsów” w „Lubiewie” trudno uświadczyć. „Upadli” trzymają się całą swoją mocą przez kolejne karty opowieści aż po sam koniec. O ile trzeba przyznać, że druga część powieści przez udział w niej dużej dozy dowcipu, mniej straszy, mniej brzydzi, o tyle ciągle wyraziście trzyma się konceptu gejów „upadłych”. Wspominana już Dunin śledzi drogę recepcji „odmieńców” i gdy przygląda się trzem współczesnym pozycjom tj. „Trzem panom w łóżku nie licząc kota” Żurawieckiego, „Pozytywnym” M. Millera czy „Głupcowi” E. Schilling zauważa, że zachowania homoseksualne są tam już traktowane jak zupełnie normalne. „Bohaterowie już nie postrzegają siebie jako dewiantów, oczekują akceptacji także od innych. (…) „gejowska specyfika” jest prezentowana jako jeden ze stylów życia możliwych do pomieszczenia w normie ogólnej. Gejom towarzyszą zazwyczaj przyjaciele – heterycy podzielający ich system wartości. (…) bohaterowie nie śpieszą się z ujawnieniem, chociażby w pracy. Na razie pierwszym krokiem do przejścia jest rodzina”.[24] Wrogami zaś są konserwatywna prawica i Kościół, czy pozornie liberalne media. Autorka podsumowuje: „W pewnym sensie wciąż chowają się w szalecie, tylko, że jest to szalet coraz większy, lepiej wyposażony i bardziej liberalny”.[25] W „Ja, czyli 66 moich miłości” Bartosza Żurawickiego” bycie lub niebycie gejem przestaje być kwestią pierwszoplanową. Główny bohater jest projekcja fantazji innych, wcieleniem ich marzeń. Warkocki nazywa go „seksualnym everymanem” i dodaje:”Taki sposób kreowania głównego bohatera można odebrać jako strategię „uniwersalizującą” homoseksualną tożsamość”.[26] W prozie Żurawieckiego autor „nie przedstawia homoseksualizmu jako transgresji, homoseksualizm nie jest tu jakimś wielkim przekroczeniem, po prostu się przydarza i ewokuje konotacje bliskie „przyjaźni”. Biorąc pod lupę „Lubiewo” – dziś już o homoseksualnej orientacji nie sposób pisać inaczej niż na zasadzie trawestacji czy pastiszu, a autorzy jawnie korzystają z tej – jak nazwał ją Warkocki – „lekcji jawności”. Michał Zygmunt w „New Romantic” – gejowskim political fiction – opowieść od początku do końca będzie snuł jako parodię, która wypełniona jest ironią przechodzącą powoli w cynizm. A gdyby nasz „odmieniec” i jego orientacja były by bez znaczenia? – zapytuje Dunin i sama udziela sobie odpowiedzi. Brakuje takiej literatury. Może Filipiak ze swoją „Księgą em” naprowadza na nową drogę… Czapliński i inni krytycy literatury słusznie podsumowują obraz polskiej powieści gejowskiej: „Powieść gejowska to równie dobrze krnąbrne i zbuntowane dziecko IV RP. Intensywne dzieciństwo ma już za sobą. Teraz wypada nam poczekać na dojrzałość”.[27]
Nadal w kręgu „innych”
Odmieniec seksualny nie jest jedynym „innym”. Żyd, kobieta, feministka, postępowiec, bezbożnik. Przemysław Czapliński w „Polsce do wymiany. Późna ponowoczesność i wielkie narracje” odnajduje na mapie społeczeństwa tych, których obecność jest niewygodna, budzi skrajne reakcje, jest niezdefiniowana czy niezamierzenie prowokuje do uczucia niechęci. Zaczyna od Żyda, który „powraca” w „Sąsiadach” czy późniejszym „Strachu” Jana Tomasza Grossa. Owy Żyd przesunął się na pozycję „obcego” poprzez dokonaną przez niektórych Polaków czystkę etniczną czy wymuszenie ucieczki do ziemi izraelskiej. Przybrał – jak pisze Czapliński: „postać wyrzutu sumienia, wampira polskiej historii, niezmazywalnej plamy na polskiej ziemi, nieusuwalnego brudu, który wywołuje reakcje neurotyczne”.[28] To, co istotne, na co zwraca uwagę Czapliński to „kontekst” w jakim odbywa się „naznaczenie”. Ono bowiem zawsze potrzebuje relacji. Tak jak relacji potrzebuje zwykła tożsamość. A jest ona praktycznie wyłącznie, niestała, wręcz – migotliwa. Kasjerka w „Żydów nie obsługujemy” Mariusza Sieniewicza udowadnia, że w tożsamość można zostać bezpardonowo wrzuconym. „Żydówek nie obsługujemy!” – krzyczy doniośle, po czym z trzaskiem zamyka szufladę kasy. Podmiot – nasz „odmieniec” został zdefiniowany. I dalej: „Skoro podczas dowolnego spotkania można zostać Żydem, pedałem, gejem, kastratem, Ruskiem, ciotą lub cipą, wobec tego twarz okazuje się zmienną maską, pod którą nie ma prawdziwej twarzy. Jest tam co innego – instalowana przez kulturę nowoczesności matryca wy-twarzania odmienności, czyli społecznych wzorców interpretowania Innego”.[29] Ten obszerny dość cytat stanowi samą esencję percepcji tożsamości, dowodu osobistego „odmieńca”. Pojawia się tu także kwestia walki o uznanie. Walki poprzez ubliżanie i upokarzanie. Przez publiczne wskazywanie, naznaczanie, wymierzanie ciosów obelgami. Żyd wzbudza wstręt, bo nie może ostatecznie zostać ani zaakceptowany ani odrzucony. Czapliński zwraca uwagę na to, że „wstrętne” ukonstytuowało naszą tożsamość. By być sobą, rozkwitać w pełnej okazałości, mieć poczucie bezpieczeństwa i twardą jak skała, niezniszczalną tożsamość, odwiecznie potrzebujemy się bronić…atakiem. Okazuje się, że stygmat „Żydówki” to np. odrażająca wiedza o własnym ciele: starzeniu się, chorobie, nieczystości, bezużyteczności, braku sił, wyizolowaniu, cierpieniu. W tym tkwi szkopuł. Naznaczenie poprzez relację i wy-twarzanie. My pragniemy „Żydówki”, by potwierdzić naszą od niej inność, by przyjrzeć się naszej „normalności”, poczuć się dobrze. Jest jednak zasadniczy problem takiej „egzystencjalnej operacji”. Tworzymy świat niepodmiotowy, ale (znów zaglądamy do lektury Czaplińskiego) tworzymy go z naszych myślowych konstrukcji… Co więcej – do budowania wizerunku niezbędna jest nam konsumpcja. „Kupić „nieobsługiwanie Żydówki” albo „wojnę polsko-ruską” (…) to jak uzyskać od rynku środek ekspresji dla nienawiści wobec „odmieńców”.[30] „Odmieniec” jest towarem a produktem zlokalizowanym w Polsce okazali się właśnie „odmieńcy”. Wspólny okrzyk wobec nich zakorzenia w zwykłych zjadaczach chleba poczucie wspólnoty, odzyskanie zasadniczej podmiotowości i kumuluje energię nienawiści. Cóż z tego, jeśli tylko energia gaśnie, wspólnota się rozpada. Twór zdaje się być niedoskonały, nietrwały, efemeryczny. Ale póki co spotkanie z „odmiennością” to jak przybranie kształtu konsumpcyjnej ekstazy. W niej dochodzi do aktów ksenofobicznej agresji a produktem ubocznym tego żenującego przedstawienia jest powołanie do życia dwóch tworów: „Żydówki” a „poprzez” nią nas – czystych Polaków. Jednak to nie koniec. Oskarżenia stawiane wobec odmienności mogą zostać zmodernizowane. Czapliński powołuje się tu na dwa dobitne przykłady: „Ruska” z powieści Masłowskiej, który nie jest obwiniany o Katyń, lecz o podrabianie papierosów i tłum z opowiadania Sieniewicza już nie przerabiający polskich dzieci na macę, ale dokonujący wojennej ekspansji ponowoczesnymi środkami.
Kobiety i ich głos. Shana Penn opisała jak w latach 80. i 90. wymazano udział kobiet z historii „Solidarności” („Podziemie kobiet” – 2003), Agnieszka Graff pokazała mechanizmy trzymania kobiet z dala od polityki („Świat bez kobiet” – 2001), Kinga Dunin ujawniła obecność dyskryminacyjnego wobec kobiet języka debat publicznych („Tao gospodyni domowej”). Dostęp do normalności został zablokowany: władza, sukces, prestiż, otwarte wyrażanie siebie – zabronione. Czapliński zapytuje o to, dlaczego literatura ma „uniwersalnego” (zbiorowego i męskoosobowego) bohatera a społeczeństwo patriarchalne podłoże demokracji, akceptujące brak postaci kobiecych i odmawiające uznania jej boskości w historii Kościoła zaś państwo – aparat rządzący inwigilujący każde ciało kobiece (przyglądając się problemowi z punktu widzenia somatyki).
Odmieniec seksualny, Żyd i emancypująca się kobieta to nie jedyni przeciwnicy zbiorowej tożsamości. Może do nich dołączyć np. postępowiec czy bezbożnik. W latach 1884-1886 Maria Konopnicka redagowała kobiece pismo „Świt”. Czytam: „W „Świcie” uprawiał się postępowy, czyli pogański liberalizm, z przymieszką żydowszczyzny”.[31] Zadaję sobie pytanie, na ile aktualne mogłoby okazać się dziś to zdanie. I nachodzą mnie natrętne myśli, że…mogłoby być może zaistnieć niemal pewnikiem w jakimś publicznym, gorącym dyskursie. Zagrożenia ponowoczesności nadal przemawiają do powszechnej świadomości. Wspólnota, której członkowie bronią takich wartości jak: tradycja (zagrożona przez nowinki wolnościowe), katolicka wiara (atakowana przez ateistów i religijnych odmieńców), polskość (nękana już nie tylko przez „żydowszczyznę”, ale i tzw. Zachód), dotychczasowy podział ról płciowych (z „wykrzykującymi herezje” feministkami). Zatem naszą „nowoczesną”, zbiorową tożsamość nadal podtrzymuje nacjonalizm, patriarchalizm, katolicyzm i konserwatyzm. Krótko: ksenofobia ma się całkiem nieźle i póki kłopoty komunikacyjne społeczeństwa i jego pozamykane umysły nie ulegną zmianie, będziemy nadal uważać, że „między nami dobrze jest”. „Aby wyjść z tej pułapki, trzeba wykorzystać Odmieńców tak, by wypowiedzieć – zobaczyć, zrozumieć – nienawiść do nich”.[32] To jedyne wyjście ze zniewolonego umysłu, by nie „przepuszczać” tylko odmieńców niezwykłych – niezwykłe żydowskie dziecko, powszechnie szanowanego pisarza, piękną Żydówkę z dobrymi polskimi papierami. O nich właśnie pisze Czapliński i o ich kreatorach – Andrzeju Szczypiorskim, Stefanie Chwinie, Pawle Huelle. Podsumowując. Normatywność. Tożsamość normatywna. Czym są? Czym są dla mnie? Raczej nie odniesieniem do wszystkich innych tożsamości, gdy ta zajmuje względem nich pozycję nadrzędną i ma pełne prawo, by je potępiać i zasadniczo dyskryminować. Normatywność to społeczny byt, wytwór kolejnych lat historii, poddany jej biegowi, migotliwy, niespójny i nieostateczny. Odmienny.
1. A. Burzyńska, M. P. Markowski, Gender i queer [w]: ich, Teorie Literatury XX w., Kraków 2006, s. 456
2. M. Witkowski, Lubiewo, Kraków 2005, wydanie II, s. 86
3. http://free.art.pl/michal.witkowski/
4. Na podst. miesięcznika Polityka, 05.02.2005
5. M. Witkowski, Lubiewo, Kraków 2005, wydanie II, s. 136
6. M. Witkowski, Lubiewo, Kraków 2005, wydanie II, s. 57
7. http://www.wiadomosci24.pl/artykul/nigdy_nie_ukrywalem_ze_jestem_ciota_lubiewo_michala_witkowskiego_15917.html
8. B. Warkocki, Poetyka i polityka współczesnej polskiej powieści gejowskiej [w:] „Polityka literatury. Przewodnik Krytyki Politycznej”, Warszawa 2009, s. 133
9. B. Warkocki, Mapa odmienności [w:] Homo niewiadomo. Polska proza wobec odmienności, Warszawa 2007, s. 42
10. B. Warkocki, Mapa odmienności [w:] Homo niewiadomo. Polska proza wobec odmienności, Warszawa 2007, s. 43
11. Burzyńska, M. P. Markowski, Gender i queer [w]: ich, Teorie Literatury XX w., Kraków 2006, s.451
12. B. Warkocki, Poetyka i polityka współczesnej polskiej powieści gejowskiej [w:] „Polityka literatury. Przewodnik Krytyki Politycznej”, Warszawa 2009, s. 139
13. B. Warkocki, O metodzie [w:] Homo niewiadomo. Polska proza wobec odmienności, Warszawa 2007, s. 18
14. Burzyńska, M. P. Markowski, Gender i queer [w]: ich, Teorie Literatury XX w., Kraków 2006, s.462
15. M. Witkowski, Lubiewo, Kraków 2005, wydanie II, s. 65
16. M. Witkowski, Lubiewo, Kraków 2005, wydanie II, s. 139-140
17. K. Dunin, Polska homoliteracka [w:] „Krytyka polityczna”, 18.12.2005, s. 2
18. B. Warkocki, Dyskurs płci i odmienności [w:] Homo niewiadomo. Polska proza wobec odmienności, Warszawa 2007, s. 28-29
19. A. Burzyńska, M. P. Markowski, Gender i queer [w]: ich, Teorie Literatury XX w., Kraków 2006 , s.463
20. K. Dunin, Polska homoliteracka [w:] „Krytyka polityczna”, 18.12.2005, s. 2
21. B. Warkocki, Poetyka i polityka współczesnej polskiej powieści gejowskiej [w:] „Polityka literatury. Przewodnik Krytyki Politycznej”, Warszawa 2009, s. 138
22. M. Witkowski, Lubiewo, Kraków 2005, wydanie II, s. 25
23. M. Witkowski, Lubiewo, Kraków 2005, wydanie II, s. 38
24. K. Dunin, Polska homoliteracka [w:] „Krytyka polityczna”, 18.12.2005, s. 4
25. K. Dunin, Polska homoliteracka [w:] „Krytyka polityczna”, 18.12.2005, s. 4
26. B. Warkocki, Poetyka i polityka współczesnej polskiej powieści gejowskiej [w:] „Polityka literatury. Przewodnik Krytyki Politycznej”, Warszawa 2009, s. 142
27. B. Warkocki, Poetyka i polityka współczesnej polskiej powieści gejowskiej [w:] „Polityka literatury. Przewodnik Krytyki Politycznej”, Warszawa 2009, s. 143
28. P. Czapliński, Second coming out [w:] Polska do wymiany. Późna nowoczesność i nasze wielkie narracje, Warszawa 2009, s. 332
29. P. Czapliński, Second coming out [w:] Polska do wymiany. Późna nowoczesność i nasze wielkie narracje, Warszawa 2009, s. 352
30. P. Czapliński, Second coming out [w:] Polska do wymiany. Późna nowoczesność i nasze wielkie narracje, Warszawa 2009, s. 343
31. Cytat za P. Czaplińskim i K. Tomasikiem, Homobiografie, Warszawa 2008, s.17
32. P. Czapliński, Second coming out [w:] Polska do wymiany. Późna nowoczesność i nasze wielkie narracje, Warszawa 2009, s. 338
Bibliografia:
1. Burzyńska Anna, Markowski Michał Paweł, Gender i queer [w]: Teorie Literatury XX w., Kraków 2006.
2. Czapliński Przemysław, Second coming out [w:] Polska do wymiany. Późna nowoczesność i nasze wielkie narracje, Warszawa 2009.
3. Dunin Kinga, Polska homoliteracka [w:] „Krytyka polityczna”, 18.12.2005.
4. Witkowski Michał, Lubiewo, Kraków 2005, wydanie II.
5. Warkocki Błażej, Homo niewiadomo. Polska proza wobec odmienności, Warszawa 2007.
6. Warkocki Błażej, Poetyka i polityka współczesnej polskiej powieści gejowskiej [w:] Polityka literatury. Przewodnik Krytyki Politycznej, Warszawa 2009.
Poza tym teksty czerpane ze źródeł:
1. Miesięcznik „Polityka”, 05.02.2005
2. http://free.art.pl/michal.witkowski/
3. http://www.wiadomosci24.pl/artykul/nigdy_nie_ukrywalem_ze_jestem_ciota_lubiewo_michala_witkowskiego_15917.html