Logożercy

Jako stylistka staram się być na bieżąco z trendami. Wiadomo. Lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć. Wiedzącego i potencjalny Klient bardziej ceni. Jako człowiek staram się być na bieżąco z własnymi przekonaniami. Wiadomo. Żyjącego w zgodzie z samym sobą też łatwiej znieść. Preferencji modowych danego sezonu w całości – moim subiektywnym zdaniem – zaakceptować się nie da. Oczywiście, cętki, fiolet, krata czy wszelkie odcienie żółci mogą się podobać lub nie. I jest to naturalne. Ale mnie zastanawia pewna preferencja, która z psychologicznego puntu widzenia zmierza ku jakimś niebezpiecznym rejonom. Może podeprę się przykładem, bo czasem lubię sobie poczytać tę i ową prasę kolorową. Taaadaaam:
http://viva.pl/moda/trendy/hit-sezonu-moda-na-logo-26816-r3/
Matko Boska, Jezusie Nazaretański i inni Wszyscy Święci, których nie wymieniłam (sorry, wybaczcie, słaba jestem z Biblii). Ale nie rozdrabniajmy się i zdiagnozujmy problem treściwie. Logo. Takie tam niewinne literki czy obrazki. Jakiś krokodyl czy inne Nike (czy komuś z noszących nasuwa się na myśl słynna rzeźba Nike z Samotraki – wotum dziękczynne zwycięstw Rodyjczyków? Oj chyba nie. Dobra. Nie jesteśmy wszyscy erudytami. Ja też mam luki wiedzowe czasem – da się z tym żyć ). Nosić czy nie nosić? Po hamletowsku trawestując zapytam, a nawet więcej – sama sobie odpowiem, że nosić. Tylko jak? Bo o sposób idzie. Lokalna ulica niewielkiego miasta, w jakim mieszkam tonie w logo. Do autobusu wsiadają gimnazjalistki z jabłkiem w ręce (nie rozchodzi się o owoc) i „oflagowane” od stóp do głów. No poza tym, że są do siebie podobne, jak słabo podrobione falsyfikaty, to jeszcze na bieżąco z trendami, które im mówią – cytując klasyka: „Ludwiku Dorn i psie Sabo („nie” – skreślić) idźcie tą drogą !”. Trzy paseczki to za mało, CK czy biało-czerwono-granatowy Tommy nie będzie już Twoim przyjacielem, jeśli chcesz być hot. Brand ma Cię zalewać. Jak Balenciaga, Dior czy Gucci nie przysłaniają Ci twarzy i oczu, to po prostu oznacza, że jest z Tobą coś nie tak. Serio? Mam 35 lat i czuję się jak mentalna staruszka. Bo jak byłam młoda…ble, ble, ble. No dobra. Logo oznaczało jakość i…klasę. Pamiętam jak dziś mokasyny z cielęcej skóry z maluteńkim firmowym znakiem, na które zbierałam miesiącami, a potem nosiłam latami. Byłam oczywiście dumna jak paw, że mam te buty i dałabym się za nie pokroić, ale do głowy mi nie przyszło, by w nich paradować czy pysznić się nieprzyzwoicie.

I jak tu osobista stylistko radzisz sobie z tym trendem? Radzę sobie z nim świetnie. Bagatelizuję trend – eufemistycznie mówiąc. Dosadna nie będę, bo kultura w oczy zagląda. Chyba mi wolno, nie?