Wrzuć na luz!

Nie dokonałam cudownego odkrycia. Jestem tego w pełni świadoma. Myślę, że inni interesujący się modą, doskonale widzą tę tendencję i nie jestem z moim objawieniem sama. Chciałam jednak poruszyć ten temat, bo wydaje mi się ważny, warty przyjrzeniu się mu z cenną uwagą i nakłonić Was moje drogie Czytelniczki i Czytelnicy do poświęcenia mu paru chwil.


Blogerki, stylistki, influencerki – po prostu kobiety (bo to głównie one tu rządzą) zajmują się modą dla nas. One wiedzą, jak zrobić przegląd szafy, wskażą Wam Wasz urodowy kolorystyczny typ, mają w jednym paluszku, jakie są najnowsze trendy, co kupować, a czego niekoniecznie, jak łączyć kolory i unikać modowych wpadek. I to wszystko jest fantastyczne. Z jednym ALE. Otóż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że niemal wszystkie modowe damy, które wyglądają oraz udzielają porad paniom/panom, zawsze, wszędzie są w stanie być perfekcyjne/perfekcyjni w każdym calu. Szykowna marynarka, olśniewająca sukienka do ziemi, mała torebeczka u boku oraz nieodzowne… szpilki. Czy naprawdę zawsze macie ochotę tak wyglądać? Czy jeśli tak nie wyglądacie, to popełniacie jakieś modowe faux pas? Czy stylowa kobieta ma prawo wyglądać nieperfekcyjnie, jeśli tylko ma na to ochotę? Oczywiście zdarza mi się natknąć – śledząc świat modowy – na zestawienia casualowe. Kłamałabym, gdybym tego nie podkreśliła. Niestety, prym wiodą tendencje be chic, bo tylko tak będziesz na topie i w zgodzie z fashionowymi newsami. Brednia.


Bo życie tymczasem pisze nam różne scenariusze. Córeczka ma gorączkę, pralka się zepsuła, mąż przeziębiony (tzn. chciałam powiedzieć – umierający) :), trzeba zrobić większe zakupy, a auto odstawić do warsztatu. Już widzę, jak w pośpiechu zakładacie wyrafinowaną sukienkę, zaopatrzacie w parę szpilek. Kobiety kochane, bądźmy dla siebie ludzkie, tudzież wyrozumiałe. To że tyle mam na głowie nie oznacza, że nie muszę wyglądać jak prosto z lookbook’a. To oznacza, że mogę prezentować się dobrze, czuć się komfortowo, być w zgodzie z sobą. Zawsze warto trochę o siebie zadbać – to z pewnością poprawia samopoczucie. Porwana koszula czy obłocone adidasy nie są tu najlepszym wyjściem. Ale zwykły, nawet podgnieciony t-shirt, superwygodne dżinsy, mieszcząca wszystko (naprawdę WSZYSTKO) shopperka plus tenisówki to już jest wyjście.
Czy czujemy się wtedy mniej kobieco? – Nie.
Czy czujemy się superkomfortowo, równie beztrosko (mimo umierającego męża) ;)? – Tak.

Jeszcze jedno. W tym całym ubraniowym flow zwróćcie uwagę na detal, który po prostu nazwijmy w zaokrągleniu jakością noszonych ubrań. Niech będą miłe w dotyku, nie krępują ruchów. Nie powinny być absolutnie zbroją. Buty nie mają prawa cisnąć czy obcierać! Gotowe, modne i wygodne na ratowanie świata? To do dzieła! Podbijać będziemy kiedy indziej, niech szpilki czuwają, a minitorebeczka ma się na baczności!

Przycisk LIKE chwilowo nie działa, można klikać bezpośrednio w FB – dziękuję :)