Psychologia mody

Podążanie za trendami w modzie to vanity fair powie ktoś. Czy będzie miał rację? Czy rzeczywiście codzienne otwieranie szafy i wybieranie z niej czegoś, w czym chcemy rozpocząć dzień jest aktem próżności? Wyglądać tak sobie a wyglądać wystrzałowo robi różnicę. Warto jeszcze zapytać, czy to dla siebie wybieramy stroje czy dla naszego otoczenia? Ubieranie się może i najczęściej jest uzewnętrznieniem naszego nastroju.

Gdy chcemy być niezauważone, chowamy się w długi, ciepły, miękki sweter, gdy pragniemy błyszczeć bez namysłu wkładamy szpilki i zgrabnym chodem zachwycamy wszystkich dookoła. Ubieranie się może być antydepresantem. Szczególnie u kobiety. Włożenie czegoś atrakcyjnego podnosi poczucie wartości, poprawia humor, jest lekarstwem na tak zwanego doła. Warto tu przytoczyć literacką pozycję, której tytuł mówi sam za siebie. Mam na myśli Jennifer Baumgartner i jej „You Are What You Wear: What Your Clothes Reveal About You.” („Jesteś tym, co nosisz: Co twoje ubrania mówią o tobie”). Szafa pełna za dużych, workowatych ubrań może być czymś więcej niż odzwierciedleniem preferencji właścicielki. Może świadczyć o kłopotach z jakimi się ona zmaga np. brakiem czasu dla siebie po urodzeniu dziecka, problemami w małżeństwie, kłopotami w pracy.

William James, amerykański filozof i prekursor psychologii humanistycznej podobno mawiał, że prawdziwy rozwój człowieka zaczyna się przy drzwiach szafy. Jeśli spojrzeć na Steve’a Jobs’a może i coś w tym jest. Dziesiątki czarnych golfów i miliony na koncie. Podobnie rzecz ma się z nieposkromioną w swoim niepodrabialnym stylu Iris Apfel. Niektóre jej stylizacje przeszły do legendy, a o Iris najczęściej słyszeli nawet ci, co z modą niewiele mają wspólnego.

A jak jest ze stylem? Czy to coś koniecznego w modzie? Czy musi być minimalistyczny czy może być odzwierciedleniem eksperymentowania i tym samym doświadczania różnych uczuć ubierającej. Czym naprawdę jest styl. Czy szanujemy wyłącznie ten spójny czy mamy prawo do braku stylu i wiecznego szaleństwa z modą. Nie sądzę,iż musimy zdefiniować się ostatecznie i nieodwołalnie trzymać się tej diagnozy przez całe życie.

Jakkolwiek, nagła zmiana stylu może być symptomem jakiejś życiowej traumy – choroby bądź śmierci kogoś bliskiego, czy choćby zmiany o mniejszym kalibrze – jak strata pracy. Za takimi wydarzeniami niejednokrotnie idzie obniżenie poczucia wartości i odbicie tego zdarzenia na wieszakach szafy.

„Jak cię widzą, tak cię piszą” głosi porzekadło. To święta prawda. I tak na przykład wyprawa na rozmowę o pracę powinna być wyjątkowa także w kategorii odzienia. Elegancko ubrane osoby często otrzymują lepsze posady i wyższe zarobki niż te, które przegapiły ten drobny odzieżowy szczegół. A gdy nas nikt nie widzi? Zostajemy w domu, żeby pracować, nie planujemy żadnego wyjścia, więc zostajemy w pidżamie. Błąd. Warto ubrać się na luzie, ale schludnie. Badania dowodzą, że takie zadbanie o siebie wróży lepsze wyniki w pracy, jaką podejmujemy.

A na koniec raz jeszcze ci słynni amerykańscy naukowcy. Hajo Adam i Adam D. Galinsky ukuli nawet pojęcie enclothed cognition czyli zdolność poznawcza warunkowana ubraniem. Fakt bycia przebranym za naukowca zwiększa możliwości umysłowe. Niemożliwe? Udowodnione.
Kropka. Boicie się otworzyć szafę?

Inspirowane tekstem Marty Urbaniak z „Elle” 10/2019

Przycisk LIKE chwilowo nie działa, można klikać bezpośrednio w FB – dziękuję :)