O modzie lokalnie – Koszalin

Podążanie za trendami w modzie to vanity fair powie ktoś. Czy będzie miał rację? Czy rzeczywiście codzienne otwieranie szafy i wybieranie z niej czegoś, w czym chcemy rozpocząć dzień jest aktem próżności? Wyglądać tak sobie a wyglądać wystrzałowo robi różnicę. Warto jeszcze zapytać, czy to dla siebie wybieramy stroje czy dla naszego otoczenia?

Jak się ubiera Koszalin? Ma swój styl. Niepowtarzalny. Jak każde polskie miasto. Nie jest Poznaniem, gdzie garnitur i aktówka wiodą prym. Nie jest też Krakowem, gdzie artystyczna dusza miasta odbija się wyraźnie w stylu jej mieszkańców. To także nie Warszawa – codzienna elegancja do pracy albo „na sportowo” wolnym popołudniem. Pytanie o modowy charakter Koszalina to pytanie o to, jak może i jak się ubiera średniej wielkości miasto głównie znane z tego, że niedaleko mu do morza.

Przyglądając się pod względem mody koszalińskim sklepom zapewne każdy wymieni dwa największe centra handlowe jak Forum i Emka. Tu się ubiera Koszalin. Niestety. Bo to oznacza, że mamy apetyt głównie na sieciówki. Konsekwencją tego jest fakt, iż na ulicach, szczególnie wśród młodzieży panuje zjawisko „ataku klonów”. Biorąc pod lupę przeciętną nastolatkę widzimy – śledząc obywatelkę od góry: nonszalancki koczek, przykrótką kurtkę, często odsłaniająca pępek (brr, dziewczyny, jak Wy znosicie te nierozpieszczające temperatury?), legginsy i…tu powinny pojawić się fanfary: gołą kostkę – hit, który opanował cały świat i nie ominął Koszalina (skądinąd to bardzo wdzięczny trend, bo pokazuje, nie licząc nadgarstka, który także lubi być ostatnimi czasy odsłonięty, najszczuplejszą część kobiecego ciała) oraz trampki bądź sneakersy. Najbrzydsze buty, jakie w życiu widziałam, a które świat pokochał.

Wracając do sieciówek. Nie takie one straszne, gdyby mieć dobre oko. Zdarzają się bowiem i w nich perełki, na które warto zapolować. Trochę szkoda, że ceny przewyższają jakość i że większość towarów jest made in china. Jeśli potraktować sprawę ideologicznie i pomyśleć o dzieciach z Bangladeszu, które szyjąc nam ciuszki walczą o przeżycie, w sieciówkach nie kupimy prawie nic. Ale. Ostatnio pojawiły się ubrania oznaczone metką Made in Poland, są droższe, za to lepszej jakości i nabywamy je z czystym sumieniem. A jeśli nie do sieciówek, to gdzie? Butiki. Jest w Koszalinie parę bardzo dobrze wyposażonych butików. Tu przoduje ulica Młyńska, ale nie tylko tam możemy znaleźć modowe zdobycze. Pocztą pantoflową rozchodzą się wiadomości o tym, gdzie, jaki butik, co w asortymencie i za ile. Minusem butików jest pewna kwestia, nie do przeskoczenia. Często nie mają pełnej rozmiarówki. Zatem bardzo drobne lub nieco większe panie zdarza się, iż wychodzą z niczym.

Gdy sieciówki i butiki za nami, przyszedł czas na rozwiązanie może nieco kontrowersyjne, ale w Koszalinie naprawdę popularne, a mianowicie – lumpeksy. Ktoś kiedyś nazwał przy mnie Koszalin miastem lumpeksów. I rzeczywiście jest ich kilka. Koszalińskie weteranki wiedzą o lumpeksach wszystko: kiedy dostawa towaru, gdzie największy wybór spodni, a gdzie sukienek, jak upolować torebkę w stylu vintage itd. Lumpeksy to dobra jakość za niską cenę. Znam osoby, które za żadną cenę nie odwiedziłyby second handu. Odstrasza je zapach i sama wizja tego, że ktoś przed nimi miał tę bluzkę na sobie. Rozumiem i szanuje. Sama swego czasu byłam królową second handów. Miałam całą niezbędną wiedzę na ten temat. Ten czas już minął. Co nie znaczy, że z sentymentu od czasu do czasu zajrzę do ulubionego lumpa.

Przyjrzeliśmy się nastolatkom. A jak nosi się starsza część koszalińskiej ulicy. Trzydziestolatki, czterdziestolatki. Najczęściej bardzo schludnie. Modnie. Tym razem od dołu: szpilki, ołówkowa spódnica lub cygaretki, delikatna bluzka, elegancki płaszcz, trendy fryzura. Oczywiście nie wszystkie panie w tym wieku wyglądają równie dobrze. Bo życie plecie różne scenariusze i to znajduje odbicie w tym, co mamy na sobie. Młoda mama, rozwódka, kobieta, która właśnie straciła pracę nie czują się dobrze wystawione na widok i często ich ubrania są anonimowe, bo i one chcą takie pozostać. Rozciągnięty sweter, niemodne spodnie, niedoczyszczone buty. Wybaczcie im. Jeszcze są na zakręcie. Ale zbiorą się w sobie i wyjdą na ulicę zgrabne i promieniejące. Warto tu przytoczyć pewną książkową pozycję Jennifer Baumgartner i jej „You Are What You Wear:.What Your Clothes Reveal About You.” („Jesteś tym, co nosisz. Co twoje ubrania mówią o tobie”). Na szczęście ubieranie się może być
antydepresantem. Zamiast tabletki. Co więcej, elegancko ubrane osoby często otrzymują lepsze posady i wyższe zarobki niż te, które przegapiły ten „drobny” odzieżowy szczegół.

A teraz tak zwane starsze panie. Zgrzebny sweterek, spódniczka? A skąd! To jest moje największe zaskoczenie. Okazuje się, że starsze panie lubią błyszczeć. Modne teraz odcienie srebra i złota nie są im kompletnie obce. I bardzo dobrze. Brawo. Dlaczego wiek miałby zwalniać z bycia trendy. Czy to minimalistycznie czy krzykliwie i bez fałszywej pokory. Przypomnijcie sobie styl Stev’a Jobsa czy Iris Apfel. Starsze panie są w Koszalinie na topie. Nie wszystkie, to oczywiste. Część dlatego, że już im nie zależy, bo przeżyły swoje najlepsze lat, część, bo… ich nie stać. Bo moda często kosztuje, a polska emerytura o tym nie wie. To przykre, ale bardzo prawdziwe. A ubranie i moda to coś zupełnie magicznego. Nie wierzycie? Hajo Adam i Adam D. Galinsky ukuli nawet pojęcie „enclothed cognition” czyli zdolność poznawcza warunkowana ubraniem. Fakt bycia przebranym za naukowca zwiększa możliwości umysłowe. Niemożliwe? Udowodnione. Kropka.
Drogie Koszalinianki, boicie się otworzyć szafę?

Przycisk LIKE chwilowo nie działa, można klikać bezpośrednio w FB – dziękuję :)